Nowość! Darmowa dostawa przy zamówieniach od 400 zł. Szczegóły 

Jak trzymać nerwy na wodzy będąc fotografem?

11 07 2019
  
stres w pracy

Życie na pełnych obrotach, mało snu, częste wyjazdy, nieregularne posiłki, zmęczenie, nieuchronne deadliny…
Jeśli powyższy opis dotyczy twojego życia to:
1) jesteś fotografem,
2) prowadzisz stresujące życie.
To dopiero początek listy zmagań wielu osób, które trudnią się wykonywaniem zdjęć.
Stres, czyli skutek uboczny wszystkich powyższych czynników. Jak sobie z nim radzić?
Czy jest szansa na oswojenie wroga? Do czego może doprowadzić? A może wcale nie jest taki zły?
Wreszcie, czy przeżywa go każdy, czy tylko nowicjusze?

 

W tym artykule jest ze mną nietuzinkowa, uśmiechnięta, posiadająca olbrzymie pokłady energii Kasia Brońska-Popiel, czyli piękniejsza część duetu Malachite Meadow. Fotograf ślubny z olbrzymim doświadczeniem i psycholog w jednej osobie. Kasia, w autorskim projekcie Work Life Balance, dzieli się swoją wiedzą z zakresu psychologii właśnie. Czy może być lepiej?

 

Co stresuje fotografa?

 

Okazuje się, że lista jest naprawdę długa. Nasza pani fotograf wymienia:

„Są to przeróżne treści. Można by rzec, że jest to kombinacja wszystkich stresorów i obciążeń, jakie są w przypadku zawodów opartych na pracy z ludźmi (lekarze, nauczyciele, pielęgniarki, prawnicy) i zawodów artystycznych. Czyli wszystkie te profesje, gdzie mamy do czynienia z pracą na własnym "kapitale" twórczym. Gdy pracujemy z ludźmi mocno eksploatowane są obszary odpowiedzialne za empatię, cierpliwość, elastyczność, a jednocześnie stawianie granic i asertywność. Druga sprawa to fakt, że praca fotografa jest pod stałą oceną — czy wykonany reportaż/sesja przypadną do gustu odbiorcy, czy spełnią jego oczekiwania, oczekiwania jego bliskich. Z tym fotografowie radzą sobie lepiej lub gorzej. Do tego dochodzi własna, osobista ocena swoich dokonań, porównanie na tle konkurencji, adekwatność zarobków do ilości wkładanej pracy i inwestycji”.

 

A co z tymi bardziej przyziemnymi i ludzkimi sprawami?

„To najczęściej presja czasu, zbyt mała ilość zleceń (poszukiwanie winy w sobie w związku z tym), paradoksalnie zbyt duża ilość różnych dodatkowych zleceń (trudności w organizacji pracy), zarobki nieadekwatne do kosztów utrzymania, stres osób fotografowanych (wspominałam nie raz, że dzień ślubu jest na 7 pozycji listy najbardziej stresujących wydarzeń w życiu wg Holmesa), ocena dokonań (zarówno przez klienta jak i samoocena swoich wytworów), stałe porównywanie się z konkurencją, odpowiedzialność za fotograficzne utrwalenie bardzo ważnego i niepowtarzalnego dnia z życia klientów (ślub, chrzest), oraz prozaiczne mogłoby się wydawać sprawy: dojazd na czas w różne miejsca (często oddalone o dziesiątki kilometrów) w dniu ślubu, jedzenie posiłków w pośpiechu, walka z czasem podczas obróbki zdjęć (trudność z dzieleniem czasu pomiędzy pracę, a rodzinę). Boże, temat rzeka ;) ” —kontynuuje Kasia.

 

Stres u nowicjusza

 

Oczywiście nikogo nie powinien dziwić fakt, że początki zawsze bywają trudne. Dopiero startujesz, wszystko jest nowe i bardzo często zupełnie obce, kompletnie nieznane. Pamiętaj jednak, że „im więcej guzów nabijesz sobie teraz”, tym będziesz mieć łatwiej w przyszłości. Czy wiesz, że skoczkowie narciarscy uczą się w pierwszej kolejności tego, jak upadać? Dopiero potem zgłębiają tajniki samych skoków. Podobnie jest z twoją pracą .

Przedstawicielka Malachite Meadow podpowiada: „Dopóki nie czujesz, że sam dasz radę to udźwignąć, na swoich barkach, bądź asystentem, second shooterem ale w pewnym momencie podejmij wewnętrzną decyzję: "ja sam", "już mogę", "już chcę". Bez odpowiedzialności nie pójdziemy do przodu, bez wzięcia jej na siebie i poniesienia dalej. Nagrodą jest: "Niosę, daję radę". Poczucie siły jest nam wszystkim bardzo potrzebne, a niestety wiele osób samemu się tej siły pozbawia. Obawa przed odpowiedzialnością i można by powiedzieć dorosłością, robienie kroków w tył jest odebraniem sobie ogromnej mocy, którą można by, serio, zawrzeć w słowie "niosę sam"”.

Nasza pani fotograf i psycholog dodaje jeszcze dwie bardzo ważne cechy: „Bądź otwarty, jakkolwiek to brzmi. Otwarty na siebie i przede wszystkim na innych. Bo fotografując, tworząc historię fotograficzną o innych ludziach musimy ich poznać na tyle, na ile to jest możliwe w ciągu kilkunastu godzin. Fotografia humanistyczna, której hołduję, czyli fotografia o człowieku i dla człowieka musi jego postawić na piedestale. Zachęcam do przychylnego i pełnego zaciekawienia spojrzenia na drugą osobę, na potraktowanie tego jako spotkania. Nasza praca to niezwykły dar, możemy "spotkać" tak ciekawe i przede wszystkim różne osoby na swojej drodze i jeszcze temu "spotkaniu" zrobić zdjęcie. I żeby była jasność, mówię tu o spotkaniu wewnętrznym, duchowym, emocjonalnym.

 

No i bądź wytrwały. Bez wytrwałości i pokory w tym zawodzie daleko nie zajdziemy. Jestem bardziej z generacji i filozofii "krew, pot i łzy" ;) niż generacji "supernowych", które szybko się zapalają, mocno świecą i zaraz gasną. Ja tak łatwo nie gasnę i tego też życzę wszystkim zaczynającym. Trochę to takie liczenie sił na zamiary — co w tym momencie mogę zrobić, dokąd mogę teraz dojść. Często żeby to osiągnąć przydaje się zrobienie biznesplanu, takiego dla siebie, szczerego, zakładającego wszystkie potencjalne powodzenia i niepowodzenia, szanse i zagrożenia. I przede wszystkim uważność w rozpoznawaniu tych szans i zagrożeń, bo dobrze wykorzystana szansa i uniknięcie, lub przezwyciężenie zagrożenia, jest krokiem do sukcesu”.

 

Czy każdy fotograf jest tak samo podatny na stres ?

 

Okazuje się, że nie. Otóż bardzo duży wpływ ma w tym przypadku podłoże psychologiczne każdego z nas. Jeśli od początku żyjesz ze świadomością, że stres jest nieodłącznym elementem życia i prawie zawsze wiąże się z wychodzeniem ze swojej strefy komfortu, to zdecydowanie łatwiej jest ci wypracować sobie własne mechanizmy obronne.

Zdaniem Kasii: „Bardziej podatne na wypalenie i chroniczny stres są osoby nadwrażliwe, o niskim poczuciu własnej wartości, które nie do końca wierzą w swoje możliwości oraz unikają trudnych sytuacji”.

 

Jak radzić sobie ze stresem?

 

Czasami patrzymy na historię lub pracę niektórych fotografów i wydaje się nam, że oni mają jakoś łatwiej. Może w ogóle nie przeżywają stresujących chwil, niczym się nie przejmują? A może po prostu wybrali łatwiejszą drogę i życie napisało dla nich prostszy scenariusz? Nic bardziej mylnego.

 

Wystarczy popatrzeć na zawsze radosny duet Malachite Meadow, który może pochwalić się imponującym portfolio. Wydawać by się mogło, że praca fotografa nie stawia przed nimi żadnych ograniczeń. Tymczasem przedstawicielka płci pięknej wspomnianego teamu postanowiła podzielić się ze mną największym wyzwaniem, przed którym staje z mężem. Zapytana wprost, odpowiada po krótkim namyśle.

„Obecnie? Powoli zaznaczająca się różnica wieku. Mając nowożeńców 10 lat ode mnie młodszych, trochę więcej energii i wysiłku kosztuje mnie stworzenie z nimi bliskiej relacji. To spore wyzwanie. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że mówimy innymi językami, ale dekada to już taka ilość czasu, że pewne różnice są wyczuwalne. Nie chcę wyjść na zgreda, ale rzeczywiście jak wiem, że mam klienta właśnie 10 lat młodszego, to trochę się obawiam, żeby nie pozostać "Panią Kasią" do oczepin, bo przecież mi się nie pokażą "w całości" tylko będą się korygować. Jak sobie radzę? Skracam dystans na tyle szybko, na ile to możliwe — oczywiście nie udaję dwudziestolatki i nie pajacuję, ale chcę im pokazać, że mamy nadal wiele wspólnego, jako ludzie. To też polecam każdemu — szukanie podobieństw, a nie różnic. To sprawia, że lepiej nam się  pracuje i żyje z innymi ludźmi”.

 

Niecodzienne sytuacje extremalne

 

To jednak dopiero początek stresujących momentów. W fotograficznym życiu Kasii i Kuby miało miejsce zdarzenie, po którym pewnie część fotografów powiedziałaby KONIEC.

Ambasadorka Malachite Meadow, patrząc gdzieś hen daleko rozpoczyna:

 

„Nadal najtrudniejszą sytuacją była sytuacja kradzieży i to nie tylko sam fakt, że z Kubą straciliśmy wtedy cały sprzęt i pieniądze, będąc za granicą, tylko to, że tydzień później czekał nas reportaż ślubny, który musieliśmy wykonać niezależnie od okoliczności. Czyli: mieć odkupiony cały sprzęt, żeby zagwarantować taką samą jakość zdjęć, być z Parą Młodą w pełni i nie zatopić się w swoją rozpacz, dalej być dla nich i udokumentować ich ważny dzień. Nie poddać się. Jak sobie poradziłam, a w zasadzie poradziliśmy z Kubą? Najpierw działaliśmy na ogromnej adrenalinie (zaufajcie jej, bo ona trzyma i pozwala dokonać ważnych, kluczowych decyzji) i skompletowaliśmy sprzęt, żeby czuć się bezpiecznie na reportażu, potem dopuściliśmy wszystkie emocje, jakie wtedy były łącznie z rozpaczą i wściekłością. Przeleżeć na kanapie, płacząc 3 dni, po czymś takim to żaden wstyd. Pozwoliliśmy sobie na słabość, nie obwinialiśmy siebie w kółko: "że to nasza wina, że jesteśmy beznadziejni, że mogliśmy lepiej zasłonić sprzęt, że inaczej mogliśmy coś zrobić". Urealnienie co się stało i co faktycznie mogliśmy zrobić inaczej, pozwoliło nam później na wyciągnięcie wniosków i lekcji z tego zdarzenia, ale nie w destrukcyjny sposób, oparty na samobiczowaniu”.

 

Jak zakończyła się ta historia? - dopytuję. „A potem podnieśliśmy się z tych kanap i... poszliśmy do pracy, którą uwielbiamy. Pasja do tego, co robimy, nas z tych kanap podniosła i chyba też to, że "się nie damy", że nas to nie złamie. Usłyszeliśmy wtedy od kilku fotografów - "ja bym po czymś takim to rzucił, nie wróciłbym do fot" - dla nas w ogóle nie istniała taka opcja. Wręcz odwrotnie. Tak jakby nas to jeszcze bardziej utwierdziło, że chcemy to robić. Powtarzaliśmy sobie wtedy "oka nam nie ukradli, wewnętrznego fotografa nigdy nie zabiorą, to dla nich nieosiągalne, sprzęt jest do odkupienia". Takie głupie powiedzenie " co nas nie zabije to nas wzmocni" nabrało wtedy dla nas realnego znaczenia. W tę sobotę po kradzieży zrobiliśmy naprawdę dobry reportaż, a filmowiec, którego wtedy spotkaliśmy na tym weselu, nie mógł uwierzyć, że kilka dni temu, spotkało nas coś tak strasznego. Potem długo to się za nami ciągnęło, zwłaszcza finansowo, musieliśmy zrezygnować z wakacji na jakiś czas, z urządzania naszego nowego mieszkania, ale wciągnęło się to w naszą historię, dało lawinę pewności siebie i pewności tego co robimy. Trochę jak blizna — widzisz, że ją masz, pamiętasz jak bolało, ale już przeszło i wiesz, że dałeś radę, i że "niesiesz dalej"” — odpowiada z uśmiechem Kasia.

 

Ta sytuacja jasno pokazuje, że w pracy fotografa nie ma sytuacji, z której nie można wyjść obronną ręką. Nawet, gdy w danym momencie twój świat runął, niczym domek z kart, pamiętaj, że zaraz się podniesiesz. A potem pójdziesz dalej. Tym razem bogatszy o nowe doświadczenia i wiedzę.

 

Masz wszystkiego dość

 

Po burzy zawsze wychodzi słońce, czyli co zrobić w sytuacji, gdy masz dosyć swojej pracy? Nasz fotograf ślubny niemal jednym tchem odpowiada: „Zdarza się, rzadko bo rzadko, ale się zdarza. Co ciekawe, zdarza się przeważnie w konkretnym miesiącu - jest to przełom września i października, kiedy naszej pracy jest wtedy najwięcej, dużo rzeczy się nawarstwia i deadliny zieją ogniem ;) Co robię? ODPOCZYWAM i jest to słowo klucz i dla starych wyjadaczy i dla młodych, pełnych ognia i pasji początkujących fotografów.

Bez odpoczynku umrzemy, a tak serio, to damy pole do popisu temu negatywnemu stresowi. Jak nami już zawładnie, to trzeba będzie dużo zabiegów wykonać, żeby wrócić do równowagi. Kiedy bardzo ci zależy na tym co robisz, kiedy zadowolenie innej osoby (klienta) jest hiper wysoko u ciebie, to ty i twoje potrzeby, możecie niebezpiecznie zejść na drugi plan. Ba! Na piąty i na dziesiąty plan. Dlatego dbanie o siebie i swoje potrzeby jest kluczowe. Jest jak powietrze potrzebne do życia. Zanurkuj bez powietrza nabranego w płuca, to skończy się to nieciekawie, chaotycznie będziesz chcieć wydostać się na powierzchnię. Dbanie o siebie, to właśnie uniknięcie chaosu w działaniu, uważność i spokojne stąpanie po wytyczonej ścieżce.

Co może być odpoczynkiem? W różnej skali: spacer, masaż (plecy! to tak samo ważny element, jak dobry obiektyw), dzień zupełnie bez pracy, dzień tylko z rodziną i przyjaciółmi, dzień tylko dla siebie, wypad na weekend. Zwłaszcza te wypady stały się dla nas ważne ostatnio. Gdy tylko mieliśmy wolny weekend nie nastawał lament: "o matko, matko termin mi się nie zajął" tylko walizka była pakowana, bilety kupowane i siedzieliśmy z Kubą w samolocie, lecąc trochę na chybił trafił w jakieś miejsce. W zeszłym roku zrobiliśmy sobie kilka takich 3-4 dniowych wakacji (wierzcie mi da się wakacjować w tygodniu, nie musi to być weekend) w sezonie, wtedy kiedy w Hiszpanii też jest ciepło, nie czekaliśmy do zimy. I to ładuje akumulatory, ładuje do 100%”.

Jak widać przemęczeniem materiałem zdarza się każdemu. Nie ma zatem sensu, abyś się obwiniał, że coś z tobą nie tak. Jeśli czujesz, że masz dość — zatrzymaj się na chwilę i odpocznij. Tak, jak samochód potrzebuje paliwa, tak fotograf potrzebuje odpoczynku.

 

Nierówna walka z czasem

 

Czy dla osoby, która znajduje czas na fotografię, psychologię, prowadzenie warsztatów, autorski projekt Work Life Balance i męża, stresujący jest brak czasu? Kasia z szelmowskim uśmiechem odpowiada: „Jasna sprawa, że chciałabym, żeby doba się rozciągnęła, byłby to niezwykle miły prezent, ale schodzę na ziemię i wiem, że tak się nie stanie, dlatego niewiarygodnie ważne jest powiedzenie sobie STOP. Tak jak mówiłam, akceptuję sporą dawkę stresu, jak go nie mam to staję się niemrawa i apatyczna, stąd taka duża chęć do robienia wielu rzeczy. Ale jak przesadzę i czuję, że zaczyna mnie przywalać lawina "rzeczy do zrobienia", to biorę siebie sama na dywanik i rozmawiam ze sobą — po co biorę kolejną rzecz, kiedy ostatnio byłam sama ze sobą na spacerze, czy aby konieczne jest pakowanie się w kolejny projekt? I żeby była jasność - nie chłoszczę się batem, tylko negocjuję ze sobą: "czy jak zjesz kolejnego pączka to będziesz się nadal fantastycznie czuć, czy aby ten pączek jest konieczny? Co by było jakbyś po niego nie sięgnęła itd." I takie wewnętrzne rozmowy dużo dają, pozwalają uniknąć chaosu.

 

Ale tak, kiedy rzeczy i zobowiązania się piętrzą odczuwam stres. On jest głównie związany z tym, że ktoś na coś czeka. Ktoś czegoś potrzebuje, a ja mam tyle na głowie, że czasem zapomnę o czymś, albo zepchnę na koniec listy do zrobienia”.

Dlatego pamiętaj, aby zawsze mierzyć siły na zamiary. Kolejny wymagający projekt może i jest ciekawym wyzwaniem. Jednak zanim podejmiesz się jego realizacji, zrób sobie rachunek sumienia i odpowiedz na pytanie, czy znajdę na to czas? A może muszę z czegoś zrezygnować? Jeśli tak, to co to będzie?

 

Uboczne skutki stresu, czyli jak się nie wypalić?

 

Okazuje się, że negatywnych skutków tego cichego zabójcy jest całkiem sporo. Najbardziej niebezpiecznym jest rezygnacja z wykonywania pracy, którą kochasz i która sprawia Ci radość. Jak temu przeciwdziałać? Kasia ma już przygotowaną receptę: „Najważniejsze, żeby w ogóle zauważyć jego symptomy, bo przecież nie spada na nas znienacka, nie idziemy zrobić morfologii a tam bach, wynik pozytywny "mam wypalenie zawodowe". Ono zaczyna się właśnie od chronicznego stresu i zmęczenia, spadku motywacji do pracy, od bólów głowy, pleców, trudności ze snem i libido. I w takim momencie jesteśmy jeszcze w stanie bardzo dużo zrobić, bo to faza ostrzegawcza”. Jeśli zatem zauważasz u siebie symptomy takiego stanu, zacznij od razu przechodzić do kontrataku.

 

Jak nie wypaść z gry?

 

Każdy może mieć na to swój sposób i pomysł. Jeśli masz swoje sprawdzone i skuteczne patenty, które pomagają ci radzić sobie z negatywnymi emocjami to super. Jeśli jednak nadal poszukujesz skutecznych metod, możesz śmiało skorzystać z rad naszej ekspertki: „Wystarczy porządna dawka odpoczynku, zajęcie się samym sobą, zainwestowanie w siebie, być może ograniczenie zobowiązań zawodowych na kilka miesięcy. Ważne jest wtedy też dzielenie pracy na małe cząstki, praca z listą rzeczy do wykonania, nagradzanie się za wykonane podpunkty. Jeśli trochę się wewnętrznie sterroryzowaliśmy (bo to prowadzi do wypalenia) to teraz czas na okazanie "łaski" sobie, czułości, spokoju i troski o samego siebie. Potem dochodzi trening asertywności — żeby znów nie doprowadzić do aktu terroryzmu wobec siebie. Brak asertywności,  albo wycięcie słowa "nie" z własnego słownika, to akty cichego autosabotażu, którego skutki z pewnością odczujemy. Dlatego wypracowanie sobie zdrowej postawy, chroniącej własne interesy, ale szanujące też interesy drugiego, jest czynnikiem chroniącym przed wypaleniem zawodowym.

 

Ważne też jest stawianie sobie realnych oczekiwań i wymagań względem siebie np. jeśli mam rodzinę i ta rodzina oczekuje ode mnie prawdziwej obecności, to muszę wypracować kompromis pomiędzy pracą na pełnych obrotach np. w różnych miastach i państwach, a czasem spędzanym z moimi najbliższymi. Najpewniej konieczna będzie rezygnacja z czegoś, albo ograniczenie, ale dokonane z uczuciem decyzji i uznaniem wartości tego zamiast przeżywania tego jako niepowetowanej utraty wolności — to również czynnik chroniący.

Jeśli z kolei marzy mi się bycie fotografem wojennym, a fotografuję śluby, to czynnikiem chroniącym jest uznanie, urealnienie mojej roli jako fotografa w życiu innych ludzi i nadanie temu celowości i ważności, zamiast wbijania się w poczucie "to nie moja rola, powołany jestem do czegoś ważniejszego". Wtedy mówię do takich osób — zawieś działalność na rok, pojedź na początek na Ukrainę, zrób reportaż z tego, jak tam się żyje, potem myśl o Syrii czy Iraku. Czy ktokolwiek pojechał? Nie, co weekend zakładają szelki i mamroczą: "znowu te śluby, powołany jestem do czegoś większego" i to są niestety nasze wymówki. One nas trzymają jak szpilka w jakimś miejscu, pozwalają marzyć o niebieskich migdałach, a jednocześnie atakować to, czym się obecnie zajmujemy. Dużo zależy od naszych umiejętności poznawczych, czy umiemy redefiniować noszone schematy i z przeszkód zrobić możliwości. To nie jest łatwe, ale absolutnie możliwe”.

Co w sytuacji gdy jednak sprawy posunęły się już na tyle daleko, że samo odpoczywanie to już za mało? Jakie konkretne działania należy podjąć? Nasza specjalistka odpowiada:

„Takie same jak lekarz, nauczyciel czy psycholog odczuwający wypalenie zawodowe, czyli przede wszystkim zadbać o siebie i dać sobie tyle uwagi, ile to możliwe. A tak konkretniej to znaleźć przede wszystkim czas na odpoczynek, oddzielić pracę od życia (praca w coworku, biurze, innym miejscu niż dom). Przestać inwestować w sprzęt, a zainwestować w masaże, karnet na sport, rozwój osobisty. Iść na jakieś fajne warsztaty — nie fotograficzne, właśnie takie, na których będzie można bardziej poznać siebie i swoje możliwości i swoje słabości. Podzielić pracę na mniejsze cele. Rozpocząć jakiś projekt fotograficzny, od dawna spychany na boczny tor. Pójść na parę zleceń jako drugi fotograf, oddać pałeczkę pierwszeństwa, poobserwować, poinspirować się kimś innym. Znaleźć zajęcie, hobby zupełnie odmienne od fotografii. Medytacja to też wspaniały sposób na obniżenie poziomu stresu i odnalezienie równowagi, Kuba jest jej ogromnym fanem i  daje mu ona wiele satysfakcji. Dla początkujących polecamy aplikację Headspace.

W skrajnych przypadkach polecałabym podpisać mniej zleceń, lub nawet zrobić przerwę na jeden sezon i zająć się czymś innym, ale właśnie po to, żeby wrócić z nową siłą. Czasami nie wystarczy otwarcie "wewnętrznego okna" i przewietrzenie w głowie, czasami trzeba zrobić potężny przeciąg.

No i psychoterapia, zachęcam do nie obawiania się tego słowa, to żaden stygmat. Czasem wystarczy konsultacja psychologiczna, a czasem może przerodzić się to w regularne spotkania, które pozwolą nam poznać siebie i osiągnąć stabilność. Bo może być tak, że nasze wewnętrzne schematy, nie pozwolą na samodzielne poradzenie sobie z zaawansowanym wypaleniem zawodowym.

Warto pamiętać, że nikt z nas nie ma immunitetu na wypalenie zawodowe i ono w mniejszym lub większym stopniu nas dotknie, pytanie jak sobie z nim poradzimy i czy nie będziemy ustawicznie zaprzeczać, że nas to absolutnie nie dotyczy. To trochę tak jakbyśmy powiedzieli — mnie emocje nie dotyczą, a to straszna nieprawda”.

Niestety zdarza się, że fotografowie nie radzą sobie ze stresem i pomimo olbrzymiej pasji do tej pracy, po prostu z niej rezygnują. 

Kasia, jako fotograf i psycholog podsumowuje to następująco: „Najczęściej fotografowie mocno to sobie racjonalizują. Wymyślają rozmaite powody, dla których nie chcą, lub nie mogą dalej wykonywać tego zawodu. Problem polega na tym, że nie przyglądają się, co głębiej stoi za tą decyzją. Czy to właśnie jest nadmiar stresu, nieadekwatna (zaniżona) ocena własnych dokonań, strach przed rywalizacją, strach przed pójściem krok dalej, przed zmianą. Często słyszę: "mam dość ślubów, dość białych sukienek". Co najmniej jakby te sukienki były czemuś winne. A głębiej może to być nieumiejętność poradzenia sobie z rutyną, popadanie w schematy, wybijanie się z poczucia kompetencji i sprawstwa. Dlatego gdy rozmawiam z fotografami w gabinecie, czy na warsztatach, nie odpuszczam, dopóki nie znajdę, co tak naprawdę kryje się pod słowami: "mam dość białych sukienek", bo dopiero wtedy zaczyna się realna praca nad problemem i możliwość poradzenia sobie z nim. Dla wielu osób nazwanie tego czegoś, z głębszej warstwy, tego z czym się mierzą, jest już początkiem zmiany.

 

Czy stres zawsze jest zły?

 

Bardzo dużo mówi się o negatywnych skutkach stresu. O tym, jakie niesie ze sobą konsekwencje. Jednak zdaniem psychologów, nie należy go klasyfikować tylko i wyłącznie w kategorii wroga. Sama Kasia przekonuje, że może być on także sprzymierzeńcem.

„Chciałabym zacząć od tego żeby nie demonizować stresu. Gdybyśmy nie przeżywali stresu, nie funkcjonowalibyśmy poprawnie. Jego zdrowy poziom jest nam potrzebny do zachowania zdrowia psychicznego — potrzebujemy go do mobilizacji, motywacji i osiągnięć życiowych. Pomaga nam skoncentrować się na problemie, znaleźć rozwiązania, pozwala dokonać zmiany i sprzyja zdrowej rywalizacji. Dopiero chroniczny, przedłużający się stres prowadzi do negatywnych skutków. Każda odpowiedzialność jest źródłem stresu. Gdybyśmy nie mierzyli się ze stresem, który związany jest z podjęciem ryzyka, zmierzenia się z problemem i wypróbowaniem własnej siły, nigdy za nic nie stalibyśmy się odpowiedzialni i nie dokonałaby się w naszym życiu żadna zmiana. To stanięcie ze stresem twarzą w twarz i odpowiedzialnością za fotograficzne udokumentowanie czyjegoś niepowtarzalnego dnia może być źródłem ogromnej siły w nas”.

I na zakończenie przykłady z życia wzięte. Czyli kilka słów o tym, jakie pozytywne skutki ma stres na fotografa i zarazem psychologa.

„Jeśli o mnie chodzi, to jestem raczej typem, który lubi tę dawkę pozytywnego stresu, ona najbardziej mnie pobudza, trochę zagrzewa do walki, ja chętnie rywalizuję. Dlatego każdy nowy klient niesie dla mnie swoisty kuferek stresu, ale tego pozytywnego — jak będzie, co będzie, co się wydarzy, czym będzie to spotkanie, co z tego powstanie i jaka będzie nagroda.

Dopiero sytuacje nieprzewidywalne, jakieś negatywne zwroty akcji sprawiają, że mój stres z pozytywnego zmienia się w negatywny. Takie sytuacje kojarzą mi się z czymś, na co nie mam wpływu  np. problemy z samochodem, z tym, że ktoś zastawi mnie na parkingu, nie zdążę na ważny moment, że coś może się stać ze sprzętem — najkrócej mówiąc, że zawiodą mnie rzeczy materialne — to mi się też często śni — że jestem w kościele i nie mam aparatu/szelek/baterii. Oczywiście w rzeczywistości nigdy takie zdarzenie nie miało miejsca, ale jest chyba najbardziej ukrytym lękiem i stresem, którego mimo 9 lat w zawodzie fotografa ślubnego nie udało mi się wyzbyć.

No i czas, czas też mnie stresuje i deadliny, zwłaszcza jesienią. Ale tego negatywnego stresu jest coraz mniej w mojej pracy, pomaga w tym duży kontakt z samą sobą, pozytywne, bliskie i pełne wsparcia relacje z przyjaciółmi i rodziną oraz pielęgnowane poczucie kompetencji. Polecam też poczucie humoru i dystans do siebie i spraw naokoło, to nasz najdojrzalszy mechanizm obronny i warto z niego korzystać.

Jeśli rozpoczynamy pracę z dużymi oczekiwaniami, silną motywacją, przekonaniem, że wykonywany zawód będzie miał duże znaczenie i być może zmieni nasze życie, bądź będzie pasmem sukcesów, a potem życie, rynek czy popyt na nasze usługi zaczynają to weryfikować, stres rośnie i zaczyna się walka o ocalenie idealnego obrazu i jednoczesne utrzymanie się "w siodle". Uwalniające jest urealnienie, czyli pozwolenie na naturalne zweryfikowanie ideałów, pożegnanie ich i polubienie rzeczywistości taką, jaka ona jest”.

Stres jest nieuniknionym elementem życia.

Pamiętaj, że bardzo często największym czynnikiem stresogennym jesteś Ty sam i Twoje wygórowane oczekiwania wobec swojej osoby. A może masz tendencję do perfekcjonizmu i nigdy nie jesteś wystarczająco zadowolony ze swojej pracy? Dlatego pamiętaj, aby odnajdywać radość w wykonywanej pracy i jak radzi Kasia:

 

„Polubić ją z jej blaskami i cieniami. Z jej żniwem i jej nieurodzajem. Z jej szansami, ale też jej pułapkami. Znać te pułapki, mierzyć się z nimi i mieć swój osobisty patent na nie. Traktować ją z szacunkiem i odpowiedzialnie, ale puścić jej czasem oko. Nie nadymać się i spuścić czasem powietrze z tego balonu. Nagradzać się, słuchać, co ludzie do nas mówią. Pozytywne informacje zwrotne (a przecież każdy ma ich dużo od zadowolonych par) przechowywać w pięknych wewnętrznych "gablotkach", oprawiać w "ramki" robić sobie wewnętrzne galerie z nich.

 

Cenić siebie. Wiedzieć co się ma za uszami, w czym się jest słabym, znać swoje demony i je trochę obłaskawiać. Być po prostu dla siebie dobrym i dobrym dla innych. Cenić tę pracę, bo dzięki niej możemy być blisko tak wielu, różnorodnych ludzi, trafiać w niezwykłe miejsca i ocalać od zapomnienia najważniejsze dla nich momenty. Znaleźć sobie misję w tej pracy, ale nie popadać w skrajną misyjność. Znać siebie i swoją pracę. I znaleźć work-life balance, żyć i pracować, nie wymieszać tego, chociaż akurat to, w przypadku naszej pracy jest niezwykle trudne”.

Wioleta Panek

Udostępnij artykuł