Nowość! Darmowa dostawa przy zamówieniach od 400 zł. Szczegóły 

Jak zamknąć ducha w kadrze? I dlaczego idealne zdjęcia nie są idealne - radzi Wiktor Franko

18 01 2018
  
Wiktor Franko wywiad dla nPhoto

Prywatnie wieczny chłopiec, ze szczerym, zaraźliwym uśmiechem. Trochę liryczny romantyk, a trochę zbuntowany hippis. Człowiek z innej epoki. Zawodowo jeden z najbardziej znanych polskich fotografów. Artysta światowej klasy, który własne słabości przekuł w sukces. Żywy dowód na to, że zasady są tylko po to, by je łamać...

Nikon D700, Canon 6D, Polaroid sx70. Do którego ze swoich aparatów masz największą słabość?

Hmm, zastanawiam się czy mam słabość do aparatów, czy raczej do samych fotografii?

 

Idziesz po nitce do kłębka?

Często jest tak, że widzę jakieś zdjęcia i dopytuję czym zostały zrobione - tutaj nie różnię się zbytnio od każdego innego fotografa, który poszukuje i próbuje osiągnąć podobny efekt do swoich mistrzów.

 

A jaki efekt Ty chcesz osiągać na swoich zdjęciach?

Od jakiegoś czasu wpadłem po uszy w fotografię analogową lub jej wizualny charakter - chropowatość, stonowane barwy. Lecz zauważyłem także, że charakter zdjęć musi ściśle zbiegać się z ich tematyką. Kiedy nastawiam się na klasyczne portrety to wiem, że świetnym wyborem będzie średni format 6x6, jeśli idę w kierunku naturalnych, quasi-reporterskich fotograficznych opowieści wtedy użyję mało obrazkowej lustrzanki.

Polonista z aparatem? Jak to się zaczęło?

Fotografią zaraził mnie mój nauczyciel angielskiego - zapalony rowerzysta-podróżnik, którego zdjęcia przyrody zachwyciły mnie i to był moment, w którym postanowiłem uzbierać na swój pierwszy aparat.

 

Czyli przypadek?

Gdyby nie to, pewnie w tej chwili byłbym wykładowcą na uczelni. Moje życie w tamtym momencie obrało zupełnie inny cel. Choć oczywiście początkowo nie wiązałem z fotografią swojej zawodowej przyszłości. Minęło sporo czasu zanim zarobiłem swoje pierwsze pieniądze na zdjęciach. Wracając do Twojego pytania - wbrew pozorom polonistyka wcale nie okazała się tak zupełnie oderwaną od fotografii dziedziną - myślę, że dała mi solidne podstawy do rozumienia sztuki w ogóle, umiejętność szerszego postrzegania zjawisk kulturowych - co w tej chwili bardzo się przydaje.

 

Wydaje się, że nie jesteś niewolnikiem sprzętu. Korzystasz z kilku zupełnie różnych aparatów, pracujesz przy świetle zastanym, świecisz monitorem...

Hehe, z tym monitorem to powstało wiele niedopowiedzeń i mitów, a wśród moich znajomych to wciąż dobry temat do żartów ze mnie. Chodzi o to, że ów „monitor” to nic innego, jak światło pilotujące w lampie błyskowej, a nie jak niektórzy opacznie zrozumieli „monitor komputera”, mój błąd, mea culpa…

 

Ok, więc uściślając - nie świecisz monitorem, a światłem w lampie błyskowej. Kiedy dojrzałeś do takiego, charakterystycznego dla Ciebie stylu pracy?

Co do systemu pracy - to podobnie jak z tymi aparatami - staram się dopasować do tego, co chcę zrealizować. Każda realizacja wymaga trochę innego podejścia. Poza tym nie lubię się nudzić fotografią i stąd poszukiwania.

 

Nie umiesz usiedzieć w jednym miejscu?

Chcę żeby było to zawsze wyzwanie - techniczne lub formalne. Ostatnio jednak zafiksowany jestem na opowiadanie historii, a żeby to zrobić jak najszczerzej się da, żeby historia miała prawdziwy charakter, nie kombinuję ze sztucznym światłem. Wykorzystuję plener, naturalne sytuacje, bez zbytnego wypozowania zdjęć. Wszystkie te elementy narzucają zarówno specyficzny system pracy, jak i konkretny sprzęt - wszystko musi się zgadzać, żeby nie powstał kicz lub patos.

Nie jesteś typem osoby planującej każdy szczegół, a jednak jesteś perfekcjonistą. Jak to robisz?

Nie wiem czy jestem perfekcjonistą - myślę, że idę ze sobą samym na wiele kompromisów. Chociażby to, że początkowa wizja prawie nigdy nie zbiega się z końcowym efektem, a co więcej, wcale nie uważam, że to źle. Po pierwsze zostawia to pole, żeby próbować dalej, a po drugie w tej przestrzeni pozostawionej przypadkowi, czyli temu co się wydarza na planie zdjęciowym między wszystkimi osobami, dorzucając do tego kaprysy pogody oraz światła, powstają rzeczy wspaniałe. Całe to tło, które jest poza kadrem, często jest równie ciekawe co samo zdjęcie, a fotografia nabiera dzięki temu większej siły wyrazu.

 

Mówisz, że na planie lubisz się czuć jak reżyser. Jak się współpracuje z Wiktorem Franko? Jesteś wymagający? Ostry? Zawsze wiesz czego chcesz?

Jest z tym bardzo rożnie - często z czysto pragmatycznych powodów jestem na przykład pogubiony - dlatego tak, staram się jak najwięcej elementów dograć jeszcze przed sesją, żeby uniknąć wtopy. Lubie jednak ten moment, kiedy wszystko idzie dobrze, kiedy odkrywam atmosferę tego co się dzieje, można tez nazwać to magią. Wtedy daję się pochłonąć fotografowaniu całkowicie i ciężko mnie zatrzymać. Widzę jak to jest zaraźliwe i świetnie działa na każdą osobę w ekipie - w takim momencie jest duża szansa, że powstanie coś naprawdę świetnego - bo w końcu to wypadkowa atmosfery, jaką stworzy każda z osób biorących udział w sesji.

Twierdzisz, że idealne zdjęcie nie jest idealne. Jak to się stało, że w dobie kultywowania ostrości Ty stawiasz na ziarno, postarzanie zdjęć, rozmycie i inne efekty które sprawiają, że Twoje fotografie często wyglądają jak stare obrazy lub kadry z filmu?

Do tego też dojrzewałem, początkowo bardzo żałowałem, że nie potrafiłem robić „czystych” poprawnych technicznie zdjęć.

 

Ciężko mi w to uwierzyć...

A jednak. W momencie kiedy trzeba było zacząć zarabiać na fotografii stało się to wyraźnym problemem. Kiedy stało się to już elementem wypracowanego stylu - stało się zaletą. Wiele rzeczy zrodziło się u mnie przez to, że paradoksalnie nie potrafiłem czegoś zrobić prawidłowo.

Obok surrealizmu na Twoich zdjęciach jest też sporo romantyzmu i liryczności. Skąd się tam wzięły?

Myślę, że tego typu wrażliwość wywołały we mnie specyficzne filmy takie jak: "Lost in translation” Sofii Coppoli, "Broken flowers” Jima Jarmuscha, "Drzwi w podłodze” Toda Williamsa, "American beauty” Sama Mendesa, ksiażki Murakamiego, oraz muzyka Bjork, Marillion, Davida Sylviana, Portishead.

Skąd u Ciebie fascynacja Ameryką?

Zaczęło się od filmów braci Coen, zafascynowała mnie ich wizja Ameryki. Nie tej wielkomiejskiej, ale małomiasteczkowej, preriowej, a nawet westernowej. Zainspirowali mnie do poszukiwań amerykańskiego charakteru zdjęć, choć czasem ciężko znaleźć Amerykę na trasie Warszawa- Kielce:)

 

W Twoich fotografiach widzę trochę mroku, trochę tajemnicy, trochę obietnicy... A przed sobą pogodnego, wiecznego chłopca. Fotografia pozwala Ci pokazać drugą stronę Twojej natury?

Tak, to chyba trochę tak jest, że w każdej formie twórczej oddajemy cześć siebie, ale wcale nie w tak prostolinijny oczywisty sposób. Tylko wtedy ma to jakąś wartość, gdy potrafimy dotrzeć do siebie głębiej, poznać siebie i wyrzucić te emocje w formie na przykład obrazu fotograficznego.

 

Nie boisz się tej obnażającej szczerości?

Nie. To bardzo ważne, by pozostawać ze sobą szczerym, nie ulegać modom, nie wzorować się na siłę na innych, tylko poszukiwać siebie... i to nie raz, a cały czas. Świat wokoło nas zmienia się, my także się zmieniamy, poznajemy nowe rzeczy każdego dnia, czytamy nowe książki, nabieramy doświadczeń - to wszystko jest doskonałym powodem, aby przetworzyć to wewnątrz nas i wyrzucić z siebie pod postacią tego co tworzymy. Także jest to proces niekończący się i to jest w tym najciekawsze.

 

Jak się zamyka ducha w kadrze?

W pewnym stopniu odpowiedziałem na to pytanie wcześniej - trzeba mieć tego ducha wewnątrz siebie, wtedy to się uda.

Jesteś mocno związany z branżą modową. Lubisz to?

Jasne! Tylko dostrzegam tego różne strony - może być fotografia modowa pełna blichtru, blasku, kolorów, świecidełek i pustki, a z drugiej strony w pełni emocjonalna, głęboka niosąca ze sobą więcej niż pokazywanie ciuchów, fotografia takich mistrzów jak Roversi czy Lindbergh - to zdecydowanie do mnie trafia. Zresztą fotografia modowa jest bardzo pojemna jeśli chodzi o gatunki (po jednej stronie emanująca doskonałością formalną fotografia beauty lub reklamowa, z drugiej lifestylowa żywa fotografia niemalże z reporterskim naturalizmem obrazująca np. życie subkultur) i bardzo otwarta na przekraczanie granic - to jest w niej niezwykle fascynujące.

Z której nagrody jesteś najbardziej dumny?

To super uczucie być docenionym, ale nie przywiązuję do nagród większej wagi. Dla mnie nagrodą jest to, że mogę robić to co na prawdę kocham, że mogę się realizować w fotografii.

Uwielbiasz fotografię z lat siedemdziesiątych. Co robisz w 21 wieku?

Rzeczywiście tak jest, że atmosfera końcówki lat 60 i początków lat 70 bardzo do mnie trafia. Rewolucja obyczajowa, odejście od utartych schematów, wyraźna próba zmiany mentalności i świata - to wszystko aspekty, w których się bardzo odnajduję. Chociaż czas pokazał, że nie ma szans na długofalową zmianę, a dzieje świata to ciągła sinusoida. Trochę żałuję, że nie miałem wtedy 20 lat, ale muszę przyznać, że dobrze idzie mi nadrabianie tego teraz.. Ciekawe czy udaje mi się oddać tego ducha także w moich zdjęciach?

 

Nie odpowiem na to kokieteryjne pytanie:) Wiesz, że jestem wielką fanką Twojej twórczej wrażliwości. Myślę, że każdy odbiorca fotografii Wiktora Franko zrobi to już osobiście...

 

Rozmawiała: Monika Szałajko

Udostępnij artykuł